Żyjemy w czasach, w których nie ma miejsca na słabości. Karmieni wyidealizowanym, nierealnym Światem, nie chcemy być „inni” czy „gorsi”. Przestajemy być prawdziwi, czując presję kreowanego, doskonałego otoczenia. Zapominamy o swoich potrzebach i boimy się ukazywać nasze prawdziwe „JA”. Czy to naprawdę dobre rozwiązanie?
Depresja od zawsze budziła wiele kontrowersji: czy to zaburzenie czy wymysł, zły dzień czy pasmo niekończących się nieszczęść... Osoby, dotknięte tą chorobą (tak! depresja to też choroba) często wstydzą się prosić o pomoc, dać sobie szansę na lepsze życie.
W Ogólnopolskim Dniu Walki z Depresją o tym, czym jest ta choroba i jak sobie z nią radzić rozmawiamy z panią Anną Łoszakiewicz, psychologiem w Poradni Psychologiczno – Pedagogicznej w Radomsku.
Czym jest depresja?
Objawy tej jednostki chorobowej to nie tylko obniżony nastrój, chwilowy smutek czy niska samoocena. To stan długotrwałego przygnębienia lub wręcz rozpaczy. Nieleczona depresja może doprowadzić do tak zwanego stuporu, czyli stanu paraliżu, kiedy chory nie jest w stanie się poruszyć. Tę chorobę możemy zakwalifikować do chorób śmiertelnych z racji myśli samobójczych, które często występują z innymi objawami tego schorzenia. Każdego dnia średnio szesnaścioro Polaków odbiera sobie życie, ponieważ nie może znieść cierpienia.
O depresji mówimy wtedy, gdy obniżony nastrój trwa dłuższy czas. Są pewne kryteria główne, które wskazują, że nie jest to żałoba czy chwilowa trudność w naszym życiu. Każdemu zdarzają się myśli pesymistycznie, ale w momencie, kiedy pojawiają się inne sytuacje, potrafimy się od tego odizolować i normalnie funkcjonować. Wiemy, że nasze samopoczucie jest wynikiem konkretnego wydarzenia.
Natomiast jeśli zaburzenia występują bez powodu m.in.; budzimy się z myślą, że „to nie jest nasz dzień” i sytuacja powtarza się każdego ranka, mamy problemy ze snem i/lub jedzeniem, utraciliśmy nadzieję, mamy ciągłe poczucie winy - powinno nas to skłonić do wizyty u lekarza. Na pytanie czy wszystko dobrze, odpowiadamy „Tak, tak”, a w rzeczywistości ciągle czujemy ból. Bolą nas plecy, nogi, kości, brzuch, głowa. Mamy dolegliwości, które nie przechodzą i nie mają podstaw medycznych. Pod takimi symptomami również może kryć się depresja”.
Pani Anna Łoszakiewicz, psycholog w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Radomsku
Nie jesteśmy w stanie sprecyzować wszystkich cech depresji. Możemy dodać do wymienionych symptomów poważne stany lękowe, izolowanie się od otoczenia, lęk przed wychodzeniem z domu, czarnowidztwo - a co za tym idzie - niechęć do podejmowania działania, brak energii, anhedonia, czyli utrata bądź niezdolność cieszenia się sprawami, które kiedyś sprawiały radość i angażowały daną osobę emocjonalnie. A to dopiero wierzchołek definicji tej choroby.
Szacuje się, że w naszym kraju prawie dwa miliony ludzi walczy z tą chorobą. Najczęściej dotyka seniorów, lecz coraz częściej mówi się o tym schorzeniu wśród dzieci i młodzieży.
„Wiek nie ma znaczenia. Dawniej nie mówiono o depresji dziecięcej, krążyło przekonanie, że dzieci mają wrodzony optymizm, potrafią przystosować się niemalże do każdej sytuacji, jednak z biegiem czasu zauważono, że ta teoria jest błędna. Stwierdzono, że mały człowiek również ma w sobie pesymizm, małego „Smerfa Marudę”, któremu nic się nie uda i nie podoba.
Moim zdaniem, najbardziej narażone na depresję są osoby z natury pesymistyczne. Z pozytywnym myśleniem się rodzimy, ale jest też taki pogląd, że radości życia możemy się nauczyć. Podpisuję się pod tym z małym zaznaczeniem, iż pierwsza zawsze będzie nasza natura. Jeśli mamy w sobie gen pesymisty nie zmienimy tego, ale możemy zmienić podejście, przyswoić sposoby na osłabienie złych myśli. Możemy zapanować nad naszą naturą, popracować nad nią.
Fot. pixabay.com
Strach przed farmakologią. Czy da się inaczej?
„Panie doktorze, tylko nie leki” – od takich słów często rozpoczyna się wizyta u psychiatry. Powtarzane przez wieki legendy stworzyły zatrważającą otoczkę leczenia depresji za pomocą farmakologii. Boimy się, że jest to krok do bezpowrotnej utraty naszego usposobienia. Mamy potwierdzenie - to mit. Choroba duszy, chociaż tak naprawdę to choroba mózgu, leczona jest niekiedy środkami farmakologicznymi - tak jak inne schorzenia. Czemu więc nadal największy niepokój budzą akurat preparaty psychotropowe?
Terapia pomaga nam spojrzeć z innego punktu na życie. Uczy, szanując naturalne skłonności danej osoby, jak radzić sobie z pesymizmem. Jednak nie zawsze sama terapia przyniesie pożądany efekt. Potwierdzono w badaniach istotną zmianę u pacjentów, którzy stosowali równocześnie farmakologię i psychoterapię. Same leki czy sama terapia nieraz są mniej efektywne niż połączone razem te dwie formy leczenia. Osoby w ciężkiej, głębokiej depresji, nie poradzą sobie tylko zmieniając myślenie. Ewentualnie będzie to bardzo trudne lub nawet niemożliwe. W takim przypadku pacjent zostaje skierowany do psychiatry lub neurologa - lekarza, który będzie mógł przepisać środki przeciwdepresyjne. Leki nowej generacji, tzw. trójcykliczne, mają przedłużone uwalnianie. Na rezultaty będziemy musieli poczekać, w zależności od naszego organizmu, może 2,3 lub nawet 4 tygodnie. Działanie farmaceutyka jest skomplikowanym mechanizmem, ale uogólniając, lek uaktywnia serotoninę - neuroprzekaźnik w naszym mózgu. Dzięki temu czujemy się lepiej.
Pacjenci boją się preparatów psychotropowych, ponieważ mają błędne przekonanie, iż one uzależniają, że mogą zmienić naszą osobowość i charakter człowieka. Farmakologia zażywana przy leczeniu depresji nie ma sekwencji uzależniającej w sensie fizycznym i klinicznym, przeciwnie do leków uspokajających, które przytłumiają emocje i jednocześnie powodują nałóg. Oczywiście są wyjątki, w których dochodzi do przyzwyczajenia zażywania tego typu leków. Wynika to z obawy, że jeśli zaprzestaniemy farmakologii, depresja wróci. W takich przypadkach z pomocą przychodzi psychoterapeuta. Poprawi się nam nastrój, więc będziemy skłonni zmienić swoje myślenie. Możemy nauczyć się szczęścia od nowa. Każdy specjalista jest w stanie określić, czy osobie zgłaszającej niepokojące objawy, wystarczy tylko psychoterapia, czy konieczne będzie wprowadzenie farmakologii.
Zmiana + brak możliwości zmiany = depresja
Depresja służy zmianie. Po to jesteśmy w depresji, żeby dokonać zmiany: w naszym sposobie myślenia, postrzegania siebie i Świata, często w sposobie życia czy relacjach z najbliższymi osobami. Ta choroba jest bodźcem do zmiany przy jednoczesnej niemożności jej wykonania, bo choroba nas paraliżuje. Jesteśmy w sytuacji, kiedy potrzebujemy zmiany, że to co jest teraz absolutnie nam nie pasuje. Jednocześnie nie jesteśmy w stanie przejść w tryb modyfikacji. Pojawia się silny konflikt między potrzebą zmiany a lękiem przed nią.
Leki pomogą nam ruszyć do przodu, obniżyć niepokój, stres. Wtedy jesteśmy gotowi na metamorfozę naszego życia. Możemy mieć odczucie, że wszystko działa i jest w porządku, a może być tak, że wprowadzając zmiany zrobimy sobie krzywdę. Podajmy przykład: zmieniając pracę, której nienawidzę, ale dobrze w niej zarabiam na taką, która przynosi więcej satysfakcji, ale mniejsze pieniądze, zacznę się zamartwiać czy będę mieć z czego żyć. Każda odmiana jest bardzo trudna i można jej dokonać samodzielnie, jednak potrzebujemy kogoś z zewnątrz, kto nam podpowie, co trzeba obrócić o 180 stopni. Budujemy nową rzeczywistość, gdzie będziemy szukać dla siebie zadowolenia i satysfakcji. Nie budujemy wyobrażenia, bo jeśli to zrobimy będziemy sfrustrowani, że nie jest tak jak sobie wymarzyliśmy.
Fot. pixabay.com
Najczęściej pacjenci chcą zapewnienia, że wrócą do normalności, tej sprzed choroby. Nie, nie wrócą. Nic nie będzie takie jak przed chorobą. Dlaczego? Bo właśnie stan, w którym teraz się znajdujemy doprowadził nas do depresji. Coś musiało pójść nie tak z naszym życiem. Jeśli chcemy odzyskać radość, szczęście i zadowolenie z życia nie możemy pozwolić na to, by przeszłość wróciła. Mamy teraz jasny sygnał, że czas na zmiany.
Będąc w zaawansowanym stadium choroby, kiedy potrzebujemy łączonej terapii farmaceutycznej i psychologicznej, robimy ogromny krok do przodu. Chcemy zmiany. Nie chcemy dłużej żyć w smutku i poczuciu bezsensu. Pierwsza baza zdobyta! Przyjmujemy leki psychotropowe, poprawia się nasze samopoczucie, czujemy, że mkniemy do przodu w upragnionym kierunku. Przychodzi czas na spotkanie z terapeutą i wtedy twierdzimy, że skoro jest dobrze, to po co nam terapia. Błąd! Potrzebujemy jej po to, by nie zburzyć tego, co już osiągnęliśmy, żeby nie cofnąć się do miejsca, w którym byliśmy, byśmy nie zaczynali wszystkiego od nowa.
Idąc w kierunku zmian nie wiem, do czego dojdę, ale mam zaufanie do siebie, że zawsze jak się rozwijam, nawet jak jest ciężko, to na końcu mamy coś innego, coś lepszego. Do tego potrzebujemy optymizmu i dlatego trzeba mieć u swojego boku terapeutę, który potrafi ten optymizm w nas zaszczepić. Całe leczenie może trwać miesiąc, dwa, czasem rok lub trochę dłużej, pacjenci mogą do nas wracać (co wiąże się z wewnętrznym rozwojem), ale są też osoby, które zwyczajnie nie chcą się wyleczyć. Ta ostatnia grupa pacjentów nie pracuje nad sobą. Oprócz zapewnień, że chce się wyleczyć, nic ponadto nie robi. Wtedy mówimy o dystymii, czyli długotrwałej depresji, z którą nie możemy sobie poradzić nawet wspierając się leczeniem farmakologicznym i psychoterapią. Tak naprawdę taka osoba nie ma motywacji do tego, by wyjść z depresji. Aspekty są różne: renta przyznana z tytułu choroby, opieka rodziny, nie muszą robić rzeczy, których nie lubią. Związane jest to również z osobowością człowieka. Za pomocą farmaceutyków czujemy się lepiej - trwamy więc gdzieś pomiędzy ogromnym dołkiem emocjonalnym a szczęściem, aby czerpać z tego korzyści.
Pomocy! Coś się dzieje...
Kiedy podejrzewamy u siebie depresję, najlepiej zacząć od wizyty u psychologa lub rozmowy przez telefon zaufania. Specjaliści zadając kilka pytań będą mogli stwierdzić, co nam dolega i jak nam pomóc. W przypadkach, gdzie mamy do czynienia z ciężkim przypadkiem klinicznym, kiedy pacjent nie wstaje z łóżka, nie wychodzi z domu, potrzebna jest pomoc rodziny lub przyjaciół, ponieważ taka osoba powinna być hospitalizowana. Nie pomogą nasze mobilizujące słowa. Człowiek, który zmaga się z tą chorobą, wybiera zdania, które pasują do jego aktualnego nastroju. Podając różne argumenty możemy pogorszyć sytuację, bo taka osoba odczyta na opak nasze sugestie.
Nie ma złotego środka, aby ustrzec się przed depresją. Jednak są metody, aby ryzyko wystąpienia tej choroby zminimalizować:
• nie myśl o tym, że możesz zachorować
• przyjrzyj się jakości swojego życia
• zastanów się, czy jesteś zadowolony z tego, w którym miejscu swojego życia się znajdujesz
• nie bój się zmian i akceptuj je
• żyj zgodnie z samym sobą
Fot. pixabay.com
Tekst powstał przy pomocy specjalisty psychologa z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Radomsku.
Serdecznie dziękujemy pani Annie Łoszakiewicz za ciekawą rozmowę i poświęcony czas.