Mówią o sobie, że lubią rzeczy ciężkie, przeszywające, mgliste
Pola – wokalistka, pianistka, kompozytorka i autorka tekstów. W zespole dzikość i czysta energia. Adam – gitarzysta i kompozytor. Uosobienie równowagi i skupienia. Razem tworzą organizm, twórczą symbiozę, która wyraża się w ich muzyce. Pola Chobot i Adam Baran są laureatami kilkunastu nagród muzycznych, między innymi prestiżowego Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie (II nagroda), Festiwalu FAMA (nagroda im. Andrzeja Jakóbca w kategorii muzyka) oraz Festiwalu Akademia Gitary w Poznaniu.
Duet wielokrotnie został uhonorowany Grand Prix najważniejszych konkursów bluesowych w kraju. Najnowszy minialbum duetu „Trzeba mi” ukazał się 26 marca. Jest poetycką opowieścią o początku i końcu. O odradzaniu się i stwarzaniu na nowo. Tajemniczy, intymny, pełen niedosłowności i instrumentalnego niepokoju dziennik, w którym senny klimat przestrzennych gitar i fortepianu łączy się z przejmującym głosem wyśpiewującym pełną emocji i prawdy historię, której podstawą jest miłość.
Nowy album zwiastuje nieznany dotąd kierunek w twórczości duetu, który nie rezygnując z eksperymentowania, organicznych brzmień i gitarowych riffów, znanych z debiutu, rozwija swój unikatowy język, reinterpretując rzeczywistość na swój własny, niepowtarzalny sposób.
- Waszą muzykę ciężko wpisać w jakiś schemat. Myślę, że w swojej działalność nie idziecie drogą na skróty. Raczej ciężką, ale domyślam się że przy tym bardzo fascynującą, pracą dochodzicie do swojego sukcesu. Czy waszym zdaniem dobrze to odbieram?
A: - Mieliśmy takie przemyślenia podczas ostatniego roku. Wcześniej patrzyliśmy na naszą muzyczną drogę jako ruch do konkretnego celu, żyliśmy przyszłością - nagraniem kolejnego utworu, wydaniem płyty. Marzyliśmy o momencie w którym ludzie będą przychodzić na nasze koncerty, będziemy mieć sold outy (śmiech). Przez ostatni rok zorientowaliśmy się, że te cele tak naprawdę są sprawą drugorzędną, i są tylko względnie ważne. Najważniejsza jest sama droga. Moment radości z robienia rzeczy jest kluczowy. I my staramy się tę drogę rozwijać, iść nią i się nią cieszyć.
P: - Ale na pewno jesteśmy w grupie tych twórców, którzy podążają droga tzw. małych kroków. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jest to muzyka głównego nurtu. Zależy nam na tym żeby wypracować sobie zaangażowanego odbiorcę, który będzie gotów na zmiany, które będą zachodzić i w muzyce i w nas. Nie chcielibyśmy hamować tego naturalnego procesu zmian i opierać się na jednym patencie, który kiedyś się sprawdził.
- Czy, tak jak wyjątkowe jest wasze brzmienie, czujecie również, że wasze grono odbiorców jest specyficzne? Mam tu na myśli ludzi, których interesuje wasza muzyka?
P: - Myślę, że w pierwszej kolejności są to ludzie super wrażliwi. Nie wiem jak to wygląda ilościowo, zresztą to nie ma znaczenia, my stawiamy na jakość tego odbiorcy. Zależy nam na tym żeby Ci ludzie dali się wciągać w świat, który stwarzamy, a który jest częścią nas. Tylko wtedy ta relacja ma sens i prawdziwa.
- Czyli stawiacie na konkretnego odbiorcę? Nie zależy wam żeby być np. w Radiu Eska?
P: - Nie chodzi o to żeby wartościować odbiorców. Nieskonsumowana muzyka nie jest tworem całkowitym. Proces tworzenia tych piosenek kończy się dopiero w momencie przekazania ich odbiorcom.
A: - Sposoby odbierania muzyki są bardzo różne. Jedna osoba potrzebuje muzyki żeby się wypłakać, ktoś inny potrzebuje jej, żeby uprzyjemnić sobie czas podczas zmywania naczyń.
P: - Obie te strefy są okay, nie chodzi o to, żeby stawiać słuchaczowi jakieś konkretne wymagania. Nie wnikamy w to. Właściwie całkiem cool byłoby polecieć w Radiu Eska, ale nie sądzę, że to kiedykolwiek się wydarzy. No chyba że Eska zmieni Prezesa. W każdym razie płyta to dla nas całość. I wspaniale jeśli świat, który nią konstruujemy, okazuje się na tyle wciągający, że słuchacz ma ochotę dać się w niego głębiej wciągnąć. Jak to wygląda teraz: to są super wrażliwi ludzie, którzy też wyrażają się przez naszą muzykę co jest przecudowne. Np. tańczą do niej czy na podstawie grafiki wyszywają hafty.
A: - Tak, albo ktoś sobie zrobił tatuaż też inspirowany sceną z teledysku. To są takie przecudowne rzeczy które oscylują wokół innych sztuk. I to jest super.
- Bruno Schulz pisał, parafrazując oczywiście, że wystarczy mu jeden czytelnik żeby nadać jego twórczości sens.
P: - Sama prawda.
- Kiedy dzieło jest gotowe?
P: - To jest bardzo ciekawe pytanie. Łatwo przegapić ten moment i paść ofiarą „rozgrzebywalstwa”, perfekcjonizmu. Każdy twórca musi to przerobić według własnych zasad, wyostrzyć zmysły żeby faktycznie nauczyć się z szacunkiem podchodzić do tej chwili i trafnie rozpoznawać moment, w którym dochodzisz do ściany lub poczucia, że więcej już do dodania nie masz, a twoja aktualna wypowiedź jest kompletna. Ja miewam tendencję do rozgrzebywania. Czasem pomagają mi deadline. Najzdrowiej jest starać się być czujnym na piosenkę i siebie. W moim odczuciu to jest mocno symbiotyczne, ta relacja twórcy do utworu i utworu do twórcy. Natomiast jak wygląda proces twórczy – bardzo różnie (śmiech).
A: - Mnie czasem pomaga jazzowe podejście do tego kiedy dzieło jest skończone. Jazzmani nagrywali te płyty często wchodząc po prostu do studia, grając 1 lub 2 take’i, widząc nuty pół godziny przez sesją nagraniową i bez poprawek te wersje wchodziły na płyty. Zapis chwili. Są to często najgenialniejsze albumy w historii jazzu. Inspirując się tym założyliśmy, że tacy, a nie inni teraz jesteśmy, tak brzmimy i nie możemy rozgrzebywać i poprawiać płyty w nieskończoność.
- Pracujecie już kilka dobrych lat więc macie już za sobą przygody na wielu festiwalach, ale my jako odbiorcy widzimy efekt waszej pracy, nie widzimy rzeczy najciekawszych - jak dzieło (utwór) muzyczny powstaje. Jak powstają u was piosenki? Czy to jest jakaś już stała metoda? Słowem – jak komponujecie utwory muzyczne?
P: -Akurat przy tej ostatniej płycie się bardzo wymieszaliśmy. Ja przyniosłam szkice do dwóch utworów Trzeba mi i Kurz, oba powstały na fortepianie, Adam zaczął do nich improwizować. Potem powstały słowa i melodia. W innych utworach Adam przychodził z riffami i i stwierdzaliśmy, że brzmienie fortepianu nie jest potrzebne. Jestem synestetykiem, wizualizuje dźwięki i w ogóle muzykę, mam migawki obrazków, kolorów, kształtów i silne emocje, które dyktują mi o czym ja chcę żeby ta piosenka była. Łapie za zeszyt i długopis, siadam przy biurku i piszę. To jest początek, ale co się dzieje dalej - trudno stwierdzić. Czasem siedzę pół dnia nad pustą kartką. Czasem jest silna emocja jak w Kurzu i słowa zaczynają się pisać samoistnie. To takie zupełnie ulotne, nie dające się złapać momenty. Ten proces pisania się bardzo różni. Jest bardzo płynny. My się teraz uczymy go szanować. Nie ma tu takiego schematu kto z czym przychodzi. Jesteśmy na siebie otwarci.
A: - Jeśli mówisz o samym procesie wpadania na coś, to nie mamy jednej metody, bo ten pomysł przychodzi w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Krystalizuje się nam metoda oprawiania tego pomysłu i pracy nad nim. Siadamy po prostu w pokoju, w którym teraz jesteśmy, rozkładamy sprzęt i urządzamy coś w rodzaju burzy mózgu. Może taki beat… może taka gitara… Takie kolorowanie powstałych wcześniej pomysłów.
- Trochę jak łapanie snu, czasami rzeczywiście wena sama przyjdzie, a czasem trzeba dać jej warunki by zastała nas przy pracy. Macie jakąś swoją rutynę ćwiczeń które pomagają wam utrzymać się w stanie pewnego „flow muzycznego” co pomaga wam komponować?
A: - Mam taką rutynę w ćwiczeniu na gitarze. Myślę, że przez lata ćwiczeń, lekcji u różnych mistrzów i studiów na akademii taką rutynę wypracowałem. Ćwiczę codziennie. Rozgrywam się, pracuję nad improwizacją, nad rytmem, harmonią itd. Jest to rutyna w kwestii pracy nad warsztatem żeby utrzymać formę, a może nawet delikatnie się rozwijać (śmiech). Chciałbym jeszcze mieć taką rutynę co do komponowania.
P: - Ja nie mam akurat takiej rutyny, bo ja zawsze traktowałam grę na pianinie jako relaks, ale staram się codziennie usiąść do pianina w miarę możliwości i pozwolić sobie na ten relaks. Gram całkiem improwizacyjne rzeczy - melodie, coś takiego co powoduje, że się po prostu odprężam, to jest taki moment z którego czasem coś się urodzi, a czasem nie. Dbam o to żeby po prostu przebywać z instrumentem. Staram się nie mieć długich przerw od niego. Zawsze mam też w zasięgu ręki dyktafon. Bez niego jest kiepsko. A śpiewam zwyczajnie wszędzie i dużo.
- Pewnie ciekawa byłaby baza tych nagrań tych inspiracji na dyktafon jakby ich przesłuchać na sucho. Coś takiego mówił też chyba Dawid Podsiadło, że przy lustrze rano w łazience wpadnie mu nieoczekiwanie jakaś melodia.
P: - Tak - trzeba być czujnym. Czasami parę razy zasypiając, na zmęczu, miałam jakieś przemyślenia, melodie. Często przed snem miewam myślotoki. Bywało, że przychodziły do mnie fajne rzeczy, ale tak strasznie mi się nie chciało łapać za telefon… i przepadło. O to trzeba dbać.
A: - Ale to jest niesamowite bo ja nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Paul McCartney opowiadał, że przyśniła mu się melodia. Wstał rano, zapisał tę melodię i to był jeden z hitów Beatelsów – Let it Be chyba. To jest coś niesamowitego. Ja jestem człowiekiem który raczej nie pamięta swoich snów, ale chciałbym żeby kiedyś mi się coś takiego przytrafiło. Śnię i we śnie słyszę piosenkę, która będzie moja (śmiech).
- 30 kwietnia 2021 r. obchodzimy światowy dzień Jazzu. Jazz to nie tylko styl muzyczny to również sposób myślenia o muzyce. Zatem porozmawiajmy o rzeczach ważnych. Czy słuchaliście jakiś jazzowych wykonawców w dzieciństwie albo młodości?
P: - Tak, ja słuchałem jazzowych kolęd, które lubię do dzisiaj. Nawet przyznam się publicznie, że wolałam je bardziej niż te polskie jako dzieciak. Potem jako świadoma osoba sama zaczęłam się dogrzebywać do tego tematu i bardziej świadomie z niego czerpać jeśli chodzi o kwestię melodii frazowania, barwy, kolorów i w ogóle podejścia do struktury piosenki.
A: - Ja szczerze mówiąc nie słuchałem jako dziecko. U mnie w domu nie słuchało się muzyki jazzowej. Leciała głownie muzyka rockowa. Wychowałem się głównie na muzyce rockowej. Mój tata lubił np. Zeppelinów, Beatlesów…
- I to już z Tobą zostało Adam (śmiech)
A: - Zostało! (śmiech) U mnie, fascynacja muzyką jazzową, gdy już przyszła stała się ogromna i obsesyjna. Wydaje mi się że było to koło 15 - 16 roku życia, czyli tuż po tym jak zacząłem grać na gitarze. Zresztą my byliśmy razem (z Szymonem) na warsztatach Blues nad Bobrem w Bolesławcu, gdzie poznałem wielu super mistrzów !
- Dokładnie to pamiętam
A: - W zasadzie tam poznałem muzykę jazzową. Zobaczyłem tych wszystkich niesamowitych gitarzystów, To, że ktoś wychodzi na scenę i wiesz… nie gra napisanej muzyki, tylko opowiada swoją historię. Poznaliśmy wtedy takich ludzi jak Marek Raduli, Artur Lesicki, Marek Napiórkowski albo Romek Puchowski - to mnie na maksa w muzyce improwizowanej uderzyło. Również warsztaty w Radomsku z Marcinem Pospieszalskim to było pierwsze zderzenie z edukacją jazzową. Podejście do zrozumieniua języka jazzu…. albo koncert Michała Urbaniaka w Bogarcie w Gomunicach. Michał akurat wtedy chyba się rozchorował i jego muzycy przyjechali sami. Wyszli na scenę i zagrali utwór Komedy. To dla mnie też totalny strzał prosto w twarz jazzem (śmiech).
- Mogłeś tego jazzu doświadczyć w praktycznym wymiarze. Przez te warsztaty mogłeś go praktycznie doświadczyć i sam też wyjść na scenę i spróbować grać jazz.
A: - Dokładnie. Zmierzyć się z tą muzyką na żywo.
- Teraz macie dużo przestrzeni i czasu przez sytuację globalną. Czy to jest dobre dla twórców muzyki żeby być trochę w samotności i ciszy, żeby z niej coś tworzyć i komponować? Czy to mogą być sprzyjające warunki do tworzenia, wywoływania pewnych stanów?
P: - To jest konieczne gdy jesteśmy totalnie przebodźcowani, a bywamy. Świetnie to nazwałeś, że cisza stwarza sprzyjające warunki do tego żeby skierować się do wewnątrz i zacząć z tego wewnątrz w sposób świadomy czerpać. Więc tak! To jest bardzo istotne. Ktoś kiedyś powiedział, że tylko zawodowy muzyk zrozumie chęć pragnienia ciszy.
A: - Cisza jest też muzyką, jak u Johna Cage’a w „4:33”. U mnie było tak, że nie potrafiłem wytrwać chwili w ciszy, cały czas słuchałem muzyki, cały czas grałem. Nawet kładąc się spać odpalałem płytę. Słuchałem nieraz muzyki przez sen. W końcu przyszedł moment zmęczenia dźwiękiem, i teraz częściej przebywam w ciszy, a jeśli po całym dniu grania na gitarze standardów puszczam wieczorem muzykę, to najczęściej jest to ambient.
- Trochę jak medytacja
P: - Jest to też kwestia inspiracji. Cały czas namolne słuchanie muzyki w procesie twórczym stwarza ryzyko, że zupełnie niechcący zaadoptujesz to, co słyszałeś jako swoje. Więc ja też jestem fanką ograniczania bodźców, gdy jestem w procesie twórczym, czyli nie słuchania dużej ilości muzyki, nie słuchania w ogóle nowej muzyki w tym czasie.
- Wydaje mi się, że przy waszej muzyce, takiej trochę poetyckiej, nieco onirycznej, jakby ze snu ten spokój w twórczości jest potrzebny. Gdy słucham waszej twórczości czuję, że sporo bierze ona z bluesa, takiego właśnie wyrażającego tęsknotę za spokojem, ciszą i stanami równowagi. Czuć że wasza muzyka jest trochę ilustracyjna, łączy zmysły, coś przedstawia.
P: - Jeśli tak jest to przewspaniale. To oznacza że misja spełniona (śmiech).
- Wczoraj puściłem sobie kilka utworów wieczorem, tuż przed zaśnięciem. Poczułem ten klimat bluesa połączoną z melodią dosyć jazzową. Przyznam się, że nie znam się dobrze na jazzie, bardziej na muzyce bluesowej, którą miałem okazję grać również z Adamem na festiwalach bluesowych. Jazz jest w moim odczuciu już trochę bardziej skomplikowany i wymagający. W każdym razie czuć również w waszej twórczości często jazzowe linie melodyczne.
P: - Ja się tego nie wyprę. Pierwsze takie profesjonalne kroki jeśli chodzi o świadomą naukę śpiewu stawiałam na piosenkach właśnie jazzowych.
- Czy słuchacie teraz jakiegoś jazzu? Czy możecie polecić jakiś twórców?
P: - My słuchamy gównie jazzu. To muzyka, która jest uniwersalna. Jest jazz, który jest do krojenia cebuli, do spania etc. (śmiech). Ostatnio słuchamy dużo gitarzystów, ale nic na to nie poradzę (oczko w kierunku Adama).
A: - Fakt, jest dużo gitarzystów, ale słuchamy też sporo pianistów. Bardzo lubię muzykę skandynawską. Jeżeli jesteśmy przy gitarzystach (śmiech) to lubię Lage Lunda, Jacoba Bro - duńskiego gitarzysty, który grał u Tomasza Stańki. Nagrał ostatnio piękną płytę gdzie był też utwór zadedykowany zmarłemu Tomaszowi Stańko - nazywa się To Stanko. Piękna płyta (tytuł płyty: Uma Elmo). Wzruszająca. Pola nie raz przy niej płakała - ja zresztą też. Podsumowując ta ECM’owska odsłona jazzu mnie bardzo kręci. Jest jeszcze cała scena Londyńska czy Nowojorska… Zresztą ja też podglądam co tam się dzieje w klubach typu Smalls. Cały czas pojawiają się nowe nazwiska. Wszytko jest szalenie interesujące. Każdy reprezentuje nową jakość. Oczywiście mamy też zbiór klasyków, do których zawsze wracamy. Obecnie piszę pracę magisterską o tym jak przekładać Johna Coltrane na gitarę, więc leci u nas cały czas Coltrane i Pola ma już chyba utworów typu Giant Steps albo 26-2 dość (śmiech).
P: - Na twoje szczęście nie mam (śmiech), jeszcze z takich klasyków uwielbiamy Monka. Zawsze też chce mi się ryczeć gdy słyszę Blue in Green Milesa Davisa. Uwielbiamy też płytę Tutu, która nam bardzo często towarzyszyła w drodze na koncerty.
- Jak waszym zdaniem, jako twórców muzyki, ewoluuje jazz? Gdzie jest jego miejsce dzisiaj w muzyce rozrywkowej?
A: - Ciekawe pytanie bo Jazz jest taką muzyką, która z jednej strony nie do końca przystaje do naszych czasów, ale z drugiej strony… Mam na myśli to, że istnieją playlisty jazzowe na Spotify, i super! Ale ja wolę słuchać całych albumów. Tym sposobem lubię słuchać zwłaszcza jazzu, jako kompletnej historii zawartej na albumie. W przypadku muzyki popowej prędzej mógłbym odpalić playlistę i sobie po niej poskakać.
P: - Może rzeczywiście jazz trochę nie przystaje do tej strefy streamingowej, gdzie są listy, a my poniekąd jesteśmy jednak niewolnikami algorytmów i tego, co edytorzy playlist nam podrzucają, ale myślę, że jazz ma coś w sobie coś takiego jak – jakbym miała to porównać hmm – jak jeans i biała koszula. To jest taki basic i klasyk, coś takiego, co nigdy nie wyjdzie z mody.
- Coś uniwersalnego.
P: - Coś, co się zawsze obroni w każdym czasie. Coś na co może nie będzie jakiejś potężnej mainstreamowej fazy, chociaż myślę, że teraz przeżywamy coś w rodzaju zwrotu ku muzyce jazzowej. Wiele młodych zespołów stara się go reinterpretować na nowo, wciąż poszerzając jego granice.
A: - Np. z hip- hop’em, coś co swojego czasu odświeżyło jazz
P: - Chociaż nie jest to obecnie już coś nowego to rzeczywiście odświeżyło jazz.
A: - Totalnie wpisuje się we współczesność, w której chyba króluje hip-hop. BADBADNOTGOOD, Robert Glasper, czy chociażby wrocławski zespół EABS. To są kapitalne rzeczy.
P: - Ten mikrotrend może w jakiejś mierze zainteresować ludzi żeby wchodzili głębiej w ten nurt. Dokopywali się mocniej. Eksplorowali.
- Jazz zawsze znajdzie swoje miejsce w muzyce współczesnej, zawsze ją w jakimś sensie dopełni
P: - Zdecydowanie.
- Jazz w moim odczuciu jest gatunkiem, który też świetnie łamie schematy.
P: - Dokładnie tak. Jest pełen kontekstów i kolorów.
- Czy waszym zdaniem Jazz może być sposobem myślenia albo inspiracją na inne gatunki twórczości?
P: - Pewnie! Tak mi się wydaje, jeśli założymy, że u podstaw jazzowego grania jest to, o czym mówił Adam, czyli łapanie momentu, łapanie rzeczywistości, teraźniejszych, ulotnych stanów i tego co z nas wychodzi w danym momencie. Można byłoby z tego uczynić filozofię do codziennego funkcjonowania. Zwykła i zarazem niezwykła w swej zwykłości czujność i czułość na to co w nas jest.
- Wydaje mi się, że Ci co grają jazz również w pewnym sensie żyją według pewnego osobliwego lifestylu.
P: - Jest to faktycznie rodzaj muzyki, który uczy właśnie takiego szacunku do chwili. Szacunku do chwili teraźniejszej.
- Uważności
P: - Dokładnie tak. Nie mam na myśli, że działa to na zasadzie subkultury, która zrzeszałaby ludzi na podobnych zasadach jak tradycyjnie znane nam subkultury np. podobny styl ubioru etc. (śmiech) Chociaż właściwie… a może istnieją jakieś subkultury jazzowe?
A: - Są takie grupy ludzi obracających się w jazzie gdzie pewnego rodzaju charakterystycznego ubioru też można byłoby się doszukać, kaszkiet etc. (śmiech) Ale tak naprawdę jazz to ogromna różnorodność. Wystarczy spojrzeć na muzyków jak bardzo oni byli różni, jak różnie się ubierali, jak różnie się wypowiadali, zachowywali i w efekcie jak różnie grali. Ramy jazzu są bardzo szerokie.
- Czasami ktoś niepozorny, na pierwszy rzut oka, może być świetnym jazzmenem
A: - Dokładnie tak.
- Czy muzyka daje wam poczucie wolności?
P: - Tak. Ogromnej. I chciałabym żeby ten stan trwał nieprzerwanie. Dla mnie muzyka ma działanie totalnie terapeutyczne. Jeśli długo niczego nie napiszę i nie pozwolę sobie na ujście emocji czuję się jak napompowany wątpliwej jakości treścią balon. Czuję się przeładowana. Dla mnie moment napisania piosenki jest oczyszczający. Okres, w którym długo niczego nie stworzyłam jest zwykle czasem, w którym czuję się o wiele bardziej nerwowa i niespokojna.
A: - Muzykę traktuję jako rodzaj komunikacji. Bo ja nie jestem najlepszym mówcą, nie jestem asem komunikacji słownej. Nie jestem typem, który dużo mówi na co dzień. Daje mi to poczucie terapii i uwolnienia. Poczucie wolności.
- Muzyka u niektórych ma większe możliwości na wyrażenie emocji niż słowa. Powiedzieć, że jestem - np. – smutny, a zaśpiewać smutek, wyrazić artystycznie - to dwie różne rzeczy.
A: - Tak
P: - Dokładnie, i to jest w tym wszystkim najfajniejsze, osobliwość języka i moc, jaką niesie za sobą ładunek emocjonalny poniekąd stwarzający dzieło, jeśli założymy, że pobudki skłaniające do tworzenia są naturalne i szczere, nie sztucznie replikowane. Wtedy to zupełnie inna bajka…
- Bardzo dziękuję wam za wywiad i pozdrawiam serdecznie.
A&P: - Pozdrawiamy również